Nie pojechaliśmy do klimatycznej, choć bardzo już turystycznej Essaouiry. Wybraliśmy Taghazout, małe miasteczko leżące 20 kilometrów na północ od Agadiru. Jeszcze niedawno było zapomnianą rybacką wioską, dziś powoli staje się atrakcyjnym kierunkiem dla cyfrowych nomadów.
Powoli, bo na razie nie ma ich wielu, choć zdecydowanie, jeśli są i szukają plaży, to kierują się właśnie do Taghazout. To jedyne takie miejsce w Maroku. Miasteczko da się obejść na pieszo, spacerem w 15 minut. Ale czego tak naprawdę chcieć więcej, niż słońca, szumu morza, marokańskich pyszności na tarasie restauracji, z której można zapatrzeć się na ocean? No i bądźmy szerzy – działającego Wi-Fi i przemyconego piwa!
Taghazout ma to wszystko, ale ma też sporo innych zalet:
Samo w sobie jest pięknie położone. Na powyginanej linii brzegowej Atlantyku ciągną się piaszczyste plaże poprzecinane klifami. A w nich ukryte małe skaliste zakamarki, takie w których można się schować przed wszystkimi i popatrzeć na zachód słońca, a te są tu naprawdę nadzwyczajne.
Właśnie zimą panują tu najlepsze warunki pogodowe. Nie jest za gorąco, a słońce świeci przez większość czasu. Podczas naszego pobytu, w grudniu, temperatura wynosiła około 25 stopni. Po przelotnych opadach szybko się rozpogadzało. Od listopada do marca trwa sezon surfingowy. Jeśli więc szukasz ciepła, a przy okazji chciałbyś spróbować surfingu, Taghazout jest kierunkiem wartym rozważenia.
Przyjazny klimat Taghazout dotyczy nie tylko pogody. Tutaj częściej przymyka się oko na to na, to co w innych częściach Maroka mogłoby uchodzić za nieakceptowalne. Miasteczko jest niewielkie, a przy tym czerpie spore zyski z ruchu turystycznego, więc mieszkańcy raczej nie zgorszają się na widok krótkich sukienek albo wieczornego piwa.
To, co sprawia, że Taghazout jest dobrym miejscem na pracowakacje, to fakt, że posiada coworking z dostępem do stabilnego i szybkiego Internetu (100 Mbit download/10 Mbit upload). Mieliśmy okazję go odwiedzić i sprawdzić, bo właśnie stamtąd nagrywaliśmy ostatni wywiad na nasz kanał YouTube.
SunDesk oferuje 12 miejsc do pracy w bardzo przyjemnej przestrzeni i fajny taras na dachu z widokiem na plażę i ocean. Jest też możliwość zamieszkania, bo dysponuje pokojami do wynajęcia (22 euro za dobę za spanie i coworking; przy pobycie od miesiąca w górę można liczyć na zniżki). Sprawdziliśmy – małe i skromne, ale widne i przyjemne. Jest też kuchnia, z której mogą korzystać mieszkańcy. Dzień w coworkingu minął nam bardzo pracowicie, ale udało nam się uciąć pogawędki z kilkoma osobami i właścicielką, a atmosfera była bardzo przyjazna i miła. Chętnie zostalibyśmy na dłużej.
Cenowo pakiety internetu w komórce są w Maroku bardzo przystępne. Za 10 GB transferu danych zapłaciliśmy 100 dirhamów (9.5 euro, 42 złote) plus starter 30 dirhamów za kartę nano SIM (2,8 euro, 12.50 złotego). Korzystaliśmy z Maroc Telecom, największego, państwowego operatora, gdyż ten ma najlepszy zasięg (i faktycznie w całym kraju mało było miejsc, gdzie w ogóle nie mieliśmy zasięgu, np. w górach, ale już w Merzouga, na diunach 4G działał bez zarzutu). Aby kupić kartę SIM w Maroku wystarczy udać się do salonu operatora z własnym paszportem.
Odwiedziłam dwie, najbardziej znane szkoły surfingowe: Surf Berbere i Surf Maroc. Surfing w Taghazout ma tę zaletę, że każdy niezależnie od poziomu zaawansowania i umiejętności, może znaleźć coś dla siebie. Piaszczyste dna występują na przemian ze skalistymi, rafowe punkty tworzenia się fal na przemian z plażowymi. Na różnych plażach panują różne warunki, a w różnych szkołach są różne cenniki, ale ostatecznie zarówno ceny, jak i warunki w wodzie, są tu bardzo przystępne.
Jeśli szukasz miejsca, by uczyć się surfingu zimą, a miejsce to ma być niedaleko Europy, to Taghazout zdecydowanie jest dobrym kierunkiem. Podobały mi się długie i łagodne fale na Banana Beach, w sam raz dla początkujących.
Możliwości zakwaterowania jest kilka. Najłatwiej poprzez coworking, który dysponuje również kilkoma pokojami, a w cenie ma wliczone śniadania. Drugą, dość łatwą możliwością są miejsca do wynajęcia oferowane przez szkoły surfingowe. Wybór jest duży, a miejsca jakie oferują zwykle są z widokiem na ocean. W domku lub mieszkaniu zakwaterowywanych jest kilka osób, cena zależy od standardu. Wiele z nich ma też basen.
Poza tym w mieście znajduje się kilka surf house’ów (cena za noc to około 15 euro za pokój w dormitorium). Najkorzystniej można wynająć coś będąc już na miejscu i negocjując stawki przy dłuższym wynajmie. Na każdym kroku znajdziemy informacje o miejscach do wynajęcia.
Zmotoryzowanym polecamy camping Terre d’Ocean, około 5 kilometrów na północ od Taghazout, na którym spędziliśmy kilka dni. Widok na ocean, czyste prysznice z ciepłą wodą, sklepik, restauracja, jest nawet basen. Miejsce akceptuje zwierzęta, a cena za noc za dwie osoby i nieduży samochód to 90 dirhamów (8.50 euro, 38 zł). Spanie w Taghazout na dziko raczej nie wchodzi w grę. Próbowaliśmy. Policja zjawiła się w mniej niż 5 minut i odesłała nas na camping.
To kolejny spory plus Taghazout. Jedzenie jest smaczne a wybór dań i restauracji bardzo duży. Przy tym przystępne ceny i Wi-Fi. Na głównym placyku miasteczka znajduje się kilka restauracji, w tym nasza ulubiona Cafe de la Paix. Poza tym sporo lokali znajdziemy też nad oceanem. Zjemy w nich wszystko hamburgera z frytkami (za 30 dirhamów / 3 euro / 13 złotych) do tażine (za 55 dirhamów / 5.2 euro / 23 złote). W restauracjach bez problemu domówimy się po angielsku. Dostępność alkoholu jest ograniczona, ale można zaopatrzyć się w niego Carrefour w Agadirze (są dwa, ale tylko w jednym jest alkohol).
Miasteczko ma też swoje minusy, które odkryliśmy zaraz po przyjeździe. Trafiliśmy na miejsce, akurat podczas oberwania chmury, gdy woda spływała z wyżej położonych części miasta, które nie mają chodników wprost na te niższe. W miasteczku nie ma systemu odwodnienia ulic i gdy pada, uliczkami płyną potoki brudnej wody. Deszcz to też okazja dla mieszkańców na umycie schodków i chodnika pod domem. Możecie się domyśleć, co się dzieje w niższych częściach miasta. Śmieci są wszechobecnym problemem – zaśmiecone plaże, uliczki, strumienie, kładą się cieniem na uroki tego miasta.
Pozostaje tylko liczyć na to, że z czasem powstaną lokalne inicjatywy, które pomogą miastu uporać się ze śmieciami. Widzieliśmy efekty takich działań w Todos Santos w Meksyku, gdzie ekspaci razem z lokalnymi mieszkańcami zaangażowali się we wspólne rozwiązanie problemu śmieci. Tam się udało. Mam nadzieję, że przyjdzie też dobry dzień dla Taghazout.
Więcej zdjęć z Taghazout w galerii:
Witam,
Jakieś 2 miesiące temu usłyszałam o cyfrowych nomadach i od tej pory nie potrafię przestać o tym myśleć. Temat pracy zdalnej jest dla na tyle fascynujący, że postanowiłam zdobyć umiejętności, które umożliwią mi taki styl życia. Zaczęłam uczyć się kodowania i web designu, gdyż zawsze jakoś mnie do tego ciągnęło a poza tym idealnie wpisuje się w moje plany życiowe. Tak się cieszę, że trafiłam na Was. Piszecie fascynujące relacje i stanowicie dla mnie wielką motywacje do realizacji celów. Kiedy będziecie w Polsce chciałabym Was bliżej poznać. Robicie genialne rzeczy. Tak bardzo chciałabym poznać ludzi, którzy wędrują przed siebie pracując zdalnie z miejsc niesamowitych i malowniczych.
Serdecznie Was pozdrawiam i liczę, że uda nam się poznać w niedługiej przyszłości,
Kasia,
ps. fantastyczny artykuł i zdjęcia. Trzymam za Was kciuki za dalsze podróże i relacje
Dzięki Kasiu, za miły komentarz. Dla mnie to również jest bardzo ważne. Czasem wydaje mi się, że to o czym piszemy to jakaś abstrakcja, ale z każdymi postami pojawiają się nowe osoby zainteresowane takim pomysłem na życie. Trzymamy kciuki, wierz, że się uda, działaj i nie oglądaj się, jeśli ktoś będzie mówił inaczej 🙂
Mój pierwszy artykuł przeczytany na tej stronie. Mam jednak pytanie jak radzicie sobie z zabezpieczeniem laptopów? Wiadomo… hotel lub inne miejsce gdzie jesteście sami w pokoju to pewnie tam jak gdzieś wychodzicie… pytanie czy miejsca do coworkingu oferuje depozyt sprzętu?
[…] lub andaluzjska Tarifa, a dla tych, którzy mają ochotę na więcej egzotyki, czemu by nie… Maroko. Wystarczy dobrze poszukać i można się zdziwić, jak ciekawe miejsca i atrakcje ma do […]
7 komentarzy
Miejsce wygląda bajecznie i faktycznie ma wiele zalet! Ostatnio Maroko “atakuje” mnie z każdej strony i choć od dawna jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia to teraz kusi jeszcze bardziej 🙂 Fakt, że jest tak blisko, ale z drugiej strony to jednak inny kontynent i jest zdecydowanie inaczej i bardziej egzotycznie zachęca do odwiedzenia. Kiedy zaczęłaś opisywać złe strony Taghazout spodziewałam się brudu, który jest domeną całego Maroka, niestety. Podejrzewam, że w tej kwestii najwięcej mogą zdziałać przyjezdni z Europy.
Btw. co to za świetna wtyczka, która powiadamia mnie o nowych wpisach kiedy sobie grzecznie surfuję po Internecie? Jest genialna!
Czekam na kolejne przewodniki po miejscach idealnych dla cyfrowych nomadów 🙂
Dzięki, Martyna, za miłe słowa i motywację 🙂 Niedługo napiszę coś o Tarifie, najbardziej wysuniętym na południe Hiszpanii miasteczku, które też jest super miejscówką i bardzo nam się podobało. Jeszcze raz dzięki! PS. Wtyczkę też okryliśmy niedawno, nazywa się PushAssist.