Przez 7 miesięcy podróży po Ameryce Południowej, praktycznie każdego dnia gdzieś indziej zatrzymywaliśmy się na noc. W większości na dziko. Uwielbiamy takie noclegi. Dreszczyk emocji plus za zwyczaj piękne widoki. To 10 zdjęć z naszych noclegów. Nie było łatwo je było wybrać, bo tak naprawdę ulubionych miejscówek, mam w pamięci dziesiątki, np. te gdy w Boliwii obudziliśmy się nad jeziorem z flamingami, albo obok parujących gorących źródeł, albo nocleg w Kolumbii, gdy po tym jak w dość nieprzyjaznym miejscu mieliśmy mały wypadek (wpadliśmy samochodem w wielką studzienkę kanalizacyjną) jakimś cudem razem z mieszkańcami wioski podnieśliśmy 3-tonowy samochód i zostaliśmy ugoszczeni przez lokalnych, bardzo biednych ludzi zupą, dachem nad głową (padał deszcz) i lokalną cziczą.
Na chwilę wprowadziliśmy się do opuszczonego domu na obrzeżach El Calafate. Przy okazji nasz kolega prawie wywołał pożar. Nie mamy tego na zdjęciu, ale tamto zdarzenie sprawiło, że przez chwilę przestaliśmy oddychać mając w wyobraźni resztę życia w argentyńskim więzieniu. Długo tego nie zapomnimy.
Uwielbiam takie noclegi, kiedy możemy zaparkować na plaży. Rano otworzyć „drzwi” i wskoczyć do wody. Tutaj nocleg nad Morzem Karaibskim w Hondurasie.
Atmosfera panująca na Salar de Uyuni jest niesamowita– pusta przestrzeń po horyzont. Na wyschniętym morzu widać tylko wysepki obrośnięte kaktusami. Wielka solniczka. Tego wieczoru soliliśmy kolację sięgając po szczyptę soli z ziemi.
Czasem ryzykowaliśmy i uprawialiśmy typowy tresspassing, czyli wprowadzaliśmy się na czyjąś działkę, licząc, że jako przybyszom z dalekiego kraju ujdzie nam to na sucho. Tutaj gdzieś na Carretera Austral nad rzeką, w której woda była najzimniejsza na świecie, bo płynęła prosto z lodowca.
Spośród znajomych, którzy nas odwiedzili Mirek najlepiej wyczuwał świetne miejsca do zatrzymania się z daleka. I tak trafiliśmy tutaj. Idealne miejsce na ognisko. Rano zadomowiliśmy się tak bardzo, że postanowiłam zrobić na śniadanie placki z jabłkami. Pomysł okazał się fatalny, gdy nagle znikąd pojawiły się wielkie muchy, które pawie zjadły nas żywcem. Pakowaliśmy się w pośpiechu uciekając gdzie pieprz rośnie.
Nie musieliśmy chodzić daleko, by być na bieżąco z tym, co w 2016 roku działo się na Dakarze. Bartek gotuje ziemniaki z widokiem na uczestników rajdu wjeżdżających do Fiambali.
Na chwilę zadomowiliśmy się na plaży w Lobitos na północy Peru. Była to jedna z niewielu okazji, kiedy rozłożyliśmy nasz namiot ogrodowy i wszystkie sprzęty. Odpaliliśmy też kuchnię, czyli palenisko, które ktoś tam zostawił.
Jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jakie widzieliśmy. Pustynia Tatacoa rzekomo doskonałe miejsce do obserwacji nocnego nieba, ale w rzeczywistości zanieczyszczenie światłem uniemożliwia zobaczenie większości gwiazd. Pod tym względem znacznie lepszy jest półwypel La Guajira. Mimo to kolorowe formacje Tatacoa nie mają sobie równych.
Najbardziej odludne miejsca, w których spaliśmy były właśnie w Boliwii. Srogi klimat altiplano dawał nam się w kość, w nocy bywało naprawdę zimno. Spaliśmy w wielu dzikich miejscach, a to jedno z nich. Z widokiem na Nevado Tres Cruces (6749 m).
To był bardzo zabawny poranek, kiedy obudziliśmy się rano i właściciele miejsca (tym razem zapytaliśmy o zgodę) powiedzieli, żebyśmy szybo chowali namioty, bo zaraz przepędzą tędy 2 tysiące owiec. Był to także jeden z nielicznych słonecznych dni na Tierra del Fuego, którego mieliśmy okazję doświadczyć.
Dość często nasze życie wyglądało po prostu tak, gdzieś w bocznej drodze ze śniadaniem na poboczu. Jak w tym wypadku, na jeden z mniejszych dróg dojazdowych do Parku Narodowego Tayrona.