Właściwie pracuję zdalnie od pół roku, czyli nie mam jakiegoś specjalnie długiego stażu i tak, jak powiedziałaś wcześniej pracowałem dużo w dużych firmach, kilkanaście lat. I w zasadzie nigdy nie myślałem o pracy zdalnej, ale zacząłem o niej myśleć w momencie, w którym zaczęły mi przeszkadzać dwie rzeczy. Pierwsza to były dojazdy, bo zabierały mi około półtorej godziny dziennie. A druga rzecz, to konieczność siedzenia w tym biurze przez cały dzień w zasadzie, nawet jeśli nie masz nic do roboty. Bo czujesz, że inni cały czas siedzą, więc nie wypada wychodzić, twój szef nie wychodzi. Takie narzucenie sobie 8-godzinnego trybu pracy to było coś, co strasznie mnie denerwowało i po tych kilkunastu latach stwierdziłem, że dosyć, będę szukał czegoś innego i zacząłem szukać pracy zdalnej.
Zaczynałem jako tłumacz koreańskiego, to było jeszcze dawno temu i jeszcze w Mławie. A później poszedłem do innej dużej firmy z branży IT, bo pomyślałem sobie, że się przebranżowię i będę robił w życiu coś innego, tak spróbowałem swoich pierwszych sił w programowaniu. I w zasadzie zacząłem swoją ścieżkę przebranżawiania się. Na początku pracowałem jako developer, a później zacząłem pracować nad projektami, później zmieniając pracę zacząłem prowadzić zespół. Pierwszy był duży, drugi był trochę mniejszy. Zacząłem sprawdzać się jako team leader i właściwie do momentu znalezienia swojej pierwszej zdalnej pracy pracowałem jako team leader, zarządzałem zespołami i w zasadzie bardzo to lubiłem, ale pracę zdalną lubię bardziej 🙂
Przy programowaniu to było coś około roku, półtora roku, bo przychodząc do firmy, gdzie musiałem się przebranżowić, poszliśmy wtedy na taki układ z moim szefem, że okej, ja znałem koreański, ale chcemy żebyś nauczył się programować, bo potrzebujemy programistów. I to było trochę takie ultimatum, które wyszło mi na dobre, bo nigdy nie miałem nic wspólnego z programowaniem. Nauczyłem się w ciągu roku-półtora i tak mi już właściwie zostało i czasem to robię rzeczywiście. To było pierwsze przebranżowienie. A drugie wynikało z tego, że zacząłem szukać pracy zdalnej i nie chciałem robić tego samego, być tym team leaderem. Chcę pójść bardziej w design, w projektowanie aplikacji, we współpracę z developerami i grafikami i chcę faktycznie zacząć decydować o tym, jak wygląda produkt IT.
Tak, to jest moja pierwsza praca zdalna, która różni się od tego, co robiłem wcześniej w życiu, bo przestałem zarządzać ludźmi, a zacząłem zarządzać produktem IT.
Nie chciałem tracić czasu na dojazdy i chciałem móc podróżować. Wydawało mi się zawsze, kiedy człowiek siedzi na etacie, przychodzi taki moment, że człowiek idzie na urlop i wydaje ci się, że coś tu jest nie tak. Bo na ten urlop możesz sobie pojechać na dwa, trzy tygodnie, góra miesiąc w ciągu roku, a resztę czasu musisz spędzać w biurze. A ja sobie pomyślałem: co by było, gdybym to odwrócił o 180*, gdybym podróżując pracował, a wracał tutaj do domu wtedy tylko, kiedy chciałbym odpocząć od podróżowania. Czyli chciałem wszystko postawić na głowie.
Pierwszy taki kraj, który przyszedł mi do głowy to był Meksyk, bo nigdy tam nie byłem, a zawsze chciałem tam pojechać i udało mi się to zrobić dzięki pracy zdalnej, bo przypuszczam, że na dwa tygodnie bym tam nie pojechał, bo byłoby mi szkoda czasu. Myślałbym, że w zasadzie nic nie zobaczyłem, nic nie zrobiłem i już muszę wracać z powrotem.
Sześć tygodni.
Byliśmy na Jukatanie, na Riviera Maya, mieszkaliśmy w zasadzie przez miesiąc w Playa del Carmen, później pojechaliśmy sobie w dół do Tulum i tam też się na chwilę zatrzymaliśmy i później przez 2 tygodnie mieszkaliśmy w parku narodowym Sian Ka’an, który jest bardzo dzikim parkiem. I tam nad brzegiem morza znaleźliśmy taką hotelową osadę, gdzie mieszka się w drewnianych chatkach, gdzie dookoła są zwierzęta, nic nie jest ogrodzone i oczywiście to jest nad samym morzem, więc praktycznie mieszkasz na plaży.
Fajnie, że o to pytasz, bo Meksyk był naszym pierwszym zdalnym kierunkiem i popełniliśmy mnóstwo błędów wyjeżdżając tam, więc po powrocie zrobiliśmy sobie taką większą retrospektywę i wyszła nam masa rzeczy, które chcemy teraz poprawić. W zasadzie… mieszkania szukaliśmy w prosty sposób: AirBnb, jakieś lokalne portale, które zajmują się wynajmem mieszkań. U nas w zasadzie decydowała cena i to, czy był basen. Nie patrzyliśmy wystarczająco na to, jak wyglądają miejsca do siedzenia w mieszkaniu i czy da się z nich pracować, a to jest bardzo ważne. Trafiliśmy do miejsca, gdzie były tylko drewniane, ascetyczne krzesła, niewygodna sofa i kilka plastikowych krzeseł ogrodowych, ale był basen, jacuzzi, cena była do zaakceptowania i było w centrum miasta, więc super. I to, co było najgorsze, to brak wygodnych miejsc do siedzenia. Uciekasz z tego biura gdzieś tam w Mordorze i nagle potrzebujesz tego biurka i krzesła, bo ciągle musisz pracować. Na to powinniśmy zwracać większą uwagę.
Druga sprawa, że wynajmując mieszkanie myśleliśmy, że będziemy mieć je dla siebie, ale okazało się, że w pakiecie jest też właściciel (nasz hiszpański nie był wtedy najlepszy). Bardzo miły gość, ale okazało się, że pracując zdalnie w dwie osoby, to fajnie jest być na dwóch różnych przestrzeniach i nie przeszkadzać sobie, szczególnie gdy przychodzi zadzwonić czy zrobić wideokonferencję i dobrze sobie wtedy zejść z drogi. A my na to nie patrzyliśmy wystarczająco skrupulatnie.
Problemy z jakimi borykają się ludzie na miejscu. Warto w tym celu poszukać np. jakiś grup na Facebooku albo forów, gdzie gromadzą się ekspaci i zacząć czytać je kilka tygodni przed wyjazdem i zobaczyć z czym ludzie mają problemy. W Playa del Carmen taki problem był z bankomatami. Nie wiedzieliśmy o nim, dopóki nie zaczęliśmy przeglądać grup na Facebooku. Po przyjeździe beztrosko wypłacaliśmy sobie pieniądze z bankomatów, a potem okazało się, że ludzie wypłacają pieniądze, a potem po jakimś czasie ktoś im pieniądze z konta kradnie, bo okazuje się, że wszystkie bankomaty na Quinta Avenida (głównej alei), mają zamontowane czytniki kart, tak że te dane z kart są przechwytywane. Wszyscy o tym podobno wiedzą, ale nikt nic z tym nie robi, to większy szwindel. My nie wiedzieliśmy i musieliśmy blokować karty, a jak jesteś w Meksyku to nie zamówisz sobie nowej, bo przyjdzie do Polski.
Na grupach ludzie piszą o problemach, zadają dużo pytań, które i ty możesz mieć, kiedy już będziesz na miejscu, więc warto tę lekcję domową odrobić.
Są. Myśmy akurat znaleźli dwa i one są w podobnych cenach co warszawskie. Jeden otworzył się niedawno i w ogóle był za darmo, a drugi kosztował chyba około 1000 złotych za miesiąc. Ale są coworki i coworki. W tym był basen, hamaki, to był cały budynek przerobiony na cowork. Bardzo wygodne miejsca do siedzenia, sporo eventów, w których można było uczestniczyć i to, co przede wszystkim dają coworki, czyli możliwość poznania innych ludzi, którzy też pracują zdalnie i z tego się naprawdę ciekawe znajomości zawiązywały, więc szczerze polecam zrobienie researchu dotyczącego coworków przed wyjazdem.
Myśmy wynajmowali to mieszkanie, o którym mówiłem, w horrendalnie drogim centrum Playa del Carmen za 3500 zł za miesiąc. Ogólnie mieszkanie było super, poza tym że nie było za bardzo miejsc do siedzenia i w jednym z pokoi był właściciel. Było super zlokalizowane, 5 minut do morza, 5 minut do centrum. I to było fantastyczne. Ale z drugiej strony, za miastem, poza tą strefą można na miesiąc spokojnie wynająć mieszkanie za 2000 zł z groszami, a taksówki są tam bardzo tanie.
Tak, po miesiącu w Playa del Carmen zaczęliśmy się trochę nudzić, wynajęliśmy samochód, pojechaliśmy na południe i trafiliśmy do parku narodowego. To jest totalna dzicz. 50 kilometrów po szutrowej drodze, wśród palm, gdzie w zasadzie turyści są rzadkością, czasem ktoś tam śmignie, bo na samym końcu na cyplu jest jakaś turystyczna wioska, ale my byliśmy w połowie tej drogi, godzinę od ostatnich osad ludzkich. Mieliśmy siedzieć wstępnie 3 dni, ale siedzieliśmy 2 tygodnie, bo było tak fantastycznie. Karaiby… plaża, piasek, rafa koralowa i dużo tequili. Wszystko, co tylko chcesz.
Przeszkadzało nam jedynie to, że generator prądu czasem nie wyrabiał i siadał internet. To był właściwie jedyny problem, że nie zawsze dało się pracować.
Organizacja pracy jest zdecydowanie ważną kwestią w pracy zdalnej i to nie jest łatwe. Tego się trzeba nauczyć. Ja na początku w ogóle tego nie umiałem, tym bardziej że w naszej firmie stawiamy na pracę produktywną i mamy narzędzia, które pozwalają nam to osiągnąć i te 40 godzin, to jest zupełnie coś innego niż u normalnego pracodawcy, w biurze. Tam produktywnie pracujesz może 4 godziny dziennie, a resztę spędzasz na wychodzeniu do kuchni, na herbatce, rozmawianiu z ludźmi, i tak dalej. Nie jesteś tak produktywny. W pracy zdalnej, szczególnie rozliczanej godzinowo i za pomocą narzędzi, które pozwalają to monitorować, trzeba się nauczyć pracować wydajnie i ja w takim systemie pracuję i żeby zrobić te 40 godzin muszę się naprawdę spiąć. Muszę zaplanować sobie dzień, na przykład tak żeby przed południem przepracować powiedzmy 3 godziny, po południu przepracować 5, żeby mieć czas na inne rzeczy. To jest łatwe, gdy masz kontrolowane środowisko, takie jak twoje mieszkanie, które znasz, wiesz gdzie co jest, wiesz że nikt nagle nie wejdzie do domu i nie zacznie grać na gitarze, jak na przykład w Meksyku. Masz wszystko pod kontrolą. Jak wyjeżdżasz do nowego miejsca musisz się do niego dostosować, poznać jego rytm, zobaczyć jakie są zagrożenia i taką ścieżkę zdrowia trzeba przejść w każdym miejscu. Ale… ja się już nauczyłem pracować tak, by się wyrabiać. Choć 40 godzin nie wyrabiam, bo u nas to jest w zasadzie limit, powyżej którego nie pracujesz. Ja wyrabiam trzydzieści parę, bo uważam, że pracuję cztery razy wydajniej niż w jakiejkolwiek firmie stacjonarnej, gdzie wcześniej pracowałem, no ale lubię też swoją robotę.
Ważne, by wyznaczyć sobie czas pracy, bo człowiek nad którym nikt nie stoi i nikt mu nie każe robić konkretnych rzeczy ma skłonność do lenistwa. I tego lenistwa się trzeba oduczyć.
Obawiałem się tego, ale nie będąc tutaj w Polsce, gdzie środowisko jest kontrolowane, ale że gdy pojadę gdzieś, gdzie będzie dookoła mnóstwo fajnych rzeczy, to nie będę w stanie sobie tak zorganizować czasu, bo będę chciał iść sobie popływać, będę chciał przejść się z nowo poznanymi ludźmi gdzieś w ciągu dnia, albo wyjechać ponurkować w cenotach i… faktycznie tak jest. Jak zobaczysz statystycznie ile godzin wyrabiam tutaj na miejscu, a ile w czasie wyjazdu, szczególnie do fajnych miejsc, to rzeczywiście tam się pracuje mniej, statystycznie. Masz za dużo rozpraszaczy i trzeba o tym pamiętać, że jeśli chcesz utrzymać tę samą rutynę, musisz jechać do miejsca, gdzie nie ma przeszkadzajek i pożeraczy czasu. Dlatego myślę, że miejsca popularne wśród cyfrowych nomadów to takie, gdzie łatwo się skupić i pracować. Na przykład w Tajlandii, w Chiang Mai, jest bardzo dużo nomadów i ekspatów, a tam nie ma morza, więc odchodzi jedna przeszkadzajka. Wydaje mi się, że na początku się zachłystujesz tym i chcesz jeździć w najfajniejsze miejsca na świecie, ale potem musisz to jakoś zbalansować z wymaganiami swojej pracy i nie narażać się za bardzo na to ciągłe rozpraszanie.
No pewnie, że tak, ale myślę, że są bardzo różne prace zdalne, gdzie w żaden sposób cię nie cisną, bo masz dostarczyć coś do jakiejś daty, masz deadline i to robisz. Robisz to wtedy, kiedy chcesz. Ale jeżeli cała firma jest zdalna, tak jak Crossover, no to musisz pamiętać o tym, że mnóstwo osób od ciebie zależy i że ten łańcuch zależności jest taki, że komunikacja musi być ciągła i nie masz już takiej dowolności w określaniu kiedy coś zrobisz. Na przykład jesteś jedyną osobą, która nie pasuje do strefy czasowej spotkania, więc to ty się musisz dostosować.
Udało nam się zacząć podróżować i ten pierwszy wyjazd był na to dowodem. I to był tylko pierwszy, bo drugi już w styczniu. Udało nam się przestać myśleć, że jesteśmy na wakacjach i złapać rytm miejsca, do którego jedziemy. Myśmy tym rytmem się troszeczkę zachłysnęli w Meksyku i na przykład zrobiliśmy kurs nurkowania PADI i zaliczyliśmy tam 8 nurkowań i tak się w to wciągnęliśmy, że chcemy nurkować wszędzie, gdzie jedziemy i trochę pod tym kątem wybieramy kolejne lokalizacje, żeby w przyszłości móc się dalej certyfikować, żeby móc na przykład nurkować jaskiniowo. Nigdy w życiu byśmy tego nie zrobili, gdybyśmy nie siedzieli w tym Meksyku tak długo i nie mogli się zrelaksować i nie myśleć o tym, że gdzieś musimy wracać.
Wybieramy się do Tajlandii 20 stycznia, kupiliśmy bilet w jedną stronę, bo jak się okazało z Kolonii można bardzo tanio znaleźć bilety na Phuket. Mamy bilet w jedną stronę, nie mamy pojęcia co chcemy robić, jesteśmy ograniczeni, wydaje mi się, trzy miesięcznym pobytem bezwizowym, więc jakoś czas musimy sobie zorganizować. Tajlandia to niesamowity hub, jeśli chodzi o loty stamtąd, bo można lecieć do Australii, Indonezji, Japonii i nawet tam bilety wcale nie są takie drogie, więc opcji jest mnóstwo.
Nie planujemy powrotu. W momencie gdy nam się znudzi chcemy tutaj wrócić i planować coś innego. Może być tak, że nam się w ogóle nie znudzi i będziemy chcieli zostać gdzieś na dłużej. Byle był internet 🙂 To jest podstawa.
Najbardziej chyba ludzi, bo w pracy stacjonarnej masz kontakt fizyczny z ludźmi dookoła. Możesz iść z nimi na kawkę, wieczorem na piwo, zawiązują się takie ludzkie relacje, to o nie jest trudno w pracy zdalnej, szczególnie jeśli ludzie się nie spotykają offline. Ja na przykład dużo więcej rozmawiam z ludźmi teraz, niż rozmawiałem w pracy stacjonarnej, ale za to mam z nimi słabszy kontakt. Te relacje są dużo słabsze, dlatego że rozmawiamy tylko o pracy, nie rozmawiamy o tym, co słychać u nas w życiu czy co kogo boli i o celach, marzeniach, itp. A rozmawianie o czymś takim powoduje, że możesz zbudować bardziej trwałą relację, która nie jest oparta tylko na pracy, tylko na wspólnych ludzkich cechach. Tego mi brakuje najbardziej.
Ogólnie komunikacja jest takim tematem. Łatwiej się komunikuje z kimś, kogo widzisz, niedopowiedzeń jest znacznie mniej, wszystko można sobie wyjaśnić. Nie ma ograniczenia czasowego, że na callu można być godzinę, bo są inne spotkania, w pracy stacjonarnej można zawsze coś zaaranżować. W pracy zdalnej to jest jedno z największych pól do popisu, dla branży, żeby stwarzać rozwiązania, które pomagają ludziom czuć, że jednak mogą budować relacje, że wiedzą o sobie więcej i że nie tracą tak dużo będąc tylko online i nie spotykając się poza Internetem.
Tak, ale u mnie produktywność jest szalona, dlatego że moja firma ma na tym punkcie hopla. W tym dobrym znaczeniu. Mają narzędzia, które analizują to, co robimy, możemy sobie sporządzać z tego statystyki, wykresy, sprawdzić ile godzin przepracowujemy produktywnie, a ile bezproduktywnie. Poza tym jeśli płacisz komuś za godzinę, to chcesz żeby ten człowiek faktycznie robił coś, za co pracodawca mu płaci, a nie coś innego. Więc ten system narzędzi daje poczucie pewności pracodawcy, że pracownik się nie obija, a to jest chyba największa przeszkoda w zaakceptowaniu przez pracodawców pracy zdalnej, a z drugiej strony tobie daje możliwość samodoskonalenia, bo widzisz, które pory dnia czy dni w tygodniu są najbardziej produktywne, jakie są zależności między różnymi rzeczami i analizowanie tego pozwala ulepszać plan dnia i organizację zadań, ale… ja tego nie widziałem nigdzie indziej. A tutaj jest to częścią modelu biznesowego firmy, więc w mojej firmie ciężko nie być produktywnym.
W moim przypadku komunikacja, i to jest też jedna z informacji, jaką dostaję z naszego narzędzia mierzącego ile czasu poświęcam na aplikacje komunikacyjne, a ile na pracę w narzędziach do projektowania aplikacji webowych, bo tym się zajmuję, myślę, że czysta komunikacja to jest około 30%, a pozostałe 70% to jest praca kreatywna, gdzie tworzę interfejsy, wymyślam interakcje z użytkownikiem. Moja rola, jako product owner, wymaga tego by faktycznie być w stałym kontakcie z użytkownikami, więc tam też jest sporo komunikacji, ale i tak myślę, że to jest około 30% w tej chwili.
Używamy różnych narzędzi, używamy softu do wideokonferencji. I staramy się by to były wideo, a nie audiokonferencje, bo w środowisku online bardzo dużo tracisz, jeśli nie widzisz twarzy. No i mamy Slacka, czyli taką współczesną wersję IRC z lat 90. XX wieku i właściwie wszystkie moje zadania, nawet rysowanie na whiteboardzie, zakładają ciągłą komunikację wielostronną z biznesem, z developerami, z designerami.
Przede wszystkim wydaje mi się, że praca zdalna jest jedynym słusznym kierunkiem, jeśli chodzi o rozwój rynku pracy ogólnie. Wiele krajów, typu USA, już ma wielu pracowników zdalnych, tam bodajże już 1/4 tak pracuje, więc trzeba przyjąć, że to jest kierunek rozwoju. By to miało rację bytu trzeba sobie dać radę z kilkoma problemami, o jednym już wspomniałem, to była komunikacja.
Drugi to to, że ludzie się nie znają i nie są w stanie wykorzystywać intuicji w takim stopniu, jak w pracy stacjonarnej, gdzie obecny jest przekaz niewerbalny, body language, tam intuicja działa. Tutaj nie. Więc informacje na swój temat, by ludzie się bardziej znali, tego mi najbardziej brakuje. Brakuje mi też takiej całościowej wiedzy o firmie, bo firma która jest w 100% zdalna powinna dobrze dbać o budowanie kultury. Świadomości tego, co robi firma i gdzie są jej cele, wartości i misja, a co jest często zaniedbywane przez pracodawców i traktowane jak taki napis, który można wstawić w ramkę lub powiesić plakat, nikt na to nie patrzy, bo w większości przypadków to jest pic na wodę. W przypadku firmy zdalnej bardzo ważne jest, by ludzie zmierzali do jednego celu, bo ten cel dużo lepiej może ich spajać w pewnym momencie, lepiej niż te relacje, które są gorsze. Więc firma musi dawać pracownikowi taką ogólną wiedzę na temat tego, kto tam pracuje, co ta firma robi, jaki jest jej cel, po to by sklejać tym celem ludzi, kiedy pracują indywidualnie.
A druga rzecz, wydaje mi się, to dobre wykorzystanie narzędzi do określania celów na różnych poziomach w organizacji. Nasza organizacja jest dosyć płaska, ale jak ludzie pracują zdalnie z różnych miejsc na świecie, to co ich powinno spajać, to wzajemna zespołowa praca w jednym kierunku i oni powinni ten kierunek znać. Mi się wydaje, że znowu olbrzymim polem do popisu jest umożliwienie pracownikom, by lepiej się komunikować i wiedzieć lepiej co kto robi w danym momencie, by to trochę przypominało pracę w biurze, z drugiej strony będzie gdzieś tam bardzo forsować takie podejście, że mamy swoją wizję, jesteśmy tu w określonym celu i każdy z zespołów ma określony cel działania, swoją pracą wpływa na innych ludzi w organizacji i ja myślę, że w wielu firmach tego jeszcze brakuje. A powinno się nad tym pracować, bo jeżeli praca zdalna to jest coś, co nas wszystkich czeka w jakimś momencie, to dobrze się już zacząć do tego przygotowywać.
Na pewno takim sektorem, który zawsze idzie za tego typu trendami najszybciej jest IT. Wiem o polskich firmach, które są w całości zdalne, ale w innych branżach to jest rzadkość. W ostatniej dużej firmie, w której pracowałem stacjonarnie, było olbrzymim benefitem to, że raz w miesiącu można było pójść na home office i latami ta zasada nie była zmieniana, to się nazywa telepraca u nas, jest na to osobna umowa i pracodawcy boją się tego jak ognia i to wygląda trochę inaczej niż na Zachodzie. W Polsce pracodawcy mają troszeczkę taką fabryczną mentalność, gdzie jak widzę pracownika, choć nie wiem co robi, bo siedzi plecami, to jak widzę, to wiem, że pracuję. Co jest oczywiście nieprawdą, bo może sobie scrollować fejsa albo czytać niezwiązane z pracą rzeczy, wszystko jedno. Ale jest w naszej mentalności coś takiego, że jak tu jest, to mam nad nim kontrolę, mogę podejść i powiedzieć mu “nie rób tego!”. No i nie mamy w Polsce dobrze wykształconych narzędzi pozwalających ocenić efektywność pracy.
Czyli to zaczyna się na etapie określania celów, możliwość mierzenia tego, jaką wartość ludzie tworzą, na ile są produktywni, na ile pracując pracują, my tego nie mamy i stwarzamy sobie takie pozory z powodu potrzeby ciągłej kontroli. Jest taka ogólna fama, że jak ktoś idzie na home office to tego dnia nie będzie pracował lub będzie udawał, że pracuje i ja też się trochę z tym zgadzam, że faktycznie tak jest. Ale tak jest też dlatego, że my w tym biurze się trochę bardziej mobilizujemy, bo mamy kogoś tam nad głową, nawet jeśli to nie jest szef, tylko ktoś kto obok nas siedzi i pracuje ciężko, to jest jakaś presja. Tej presji w pracy zdalnej nie masz. Dlatego home office raz w miesiącu nie jest specjalnie efektywny, bo wyrywasz się z tego więzienia i zaczynasz odczuwać, że nie ma tej kontroli nad tobą, więc nic nie robisz. Faktycznie jak masz jeden dzień w miesiącu home office, to skłonność do lenistwa jest olbrzymia. Ale jak masz połowę miesiąca na home office, to już nie jesteś w stanie nie pracować, bo będzie leżeć wszystko, do czego się zobowiązałeś. Więc tego home office’u powinno się dawać więcej, dlatego że przede wszystkim ludzie to lubią. Lubię mieć opcje, niekoniecznie każdy chce pracować w home office, to ludzie lubią mieć taki benefit, oprócz karty multisport i lanczowej, fajnie mieć też taki. I tendencja jest taka, że tych dni home office’u będą nam polscy pracodawcy dawać coraz więcej, ale tego typu zmiany postępują u nas bardzo powoli i w dalszym ciągu większość pracodawców boi się dawać możliwość pracy zdalnej, a właściwie praca zdalna, o której rozmawiamy, to jest jakaś forma home office’u, po prostu większa. To też jest, on pracuje gdzieś tam, skądś tam i widzisz tylko efekty jego pracy.
Ja myślę, że takim jednym z naszych, może narodowych problemów jest to, że boimy się wychodzić ze strefy komfortu. Mamy jakąś stabilną pracę, która daje nam wynagrodzenie i boimy się nawet często zmienić ją na inną pracę stacjonarną. Czyli ogólnie ludzie, którzy mają rodziny, kredyty i tak dalej to zawsze jest jakaś forma ryzyka i my często nie chcemy go podejmować. Ale bardzo często może tak być, że ludzie mogą latami tkwić w pracy, która kompletnie nie sprawia im przyjemności i w pewnym momencie zaczynają zatruwać sobie i innym życie, ale boją się coś zmienić, bo tam jest ten komfort.
I teraz, ja zmieniłem pracę na zdalną, bo przestałem chcieć dojeżdżać i nie chciałem wyrabiać dupogodzin w pracy, czyli chciałem faktycznie pracować. I stąd się to wzięło. A sam proces poszukiwania pracy zdalnej to były dwa tygodnie w moim przypadku, czyli to nie jest coś specjalnie skomplikowanego. Być może ja miałem trochę szczęścia, bo trafiłem na ogłoszenie, które opisywało mnie dokładnie, a raczej to kim chciałbym być, bo tam też były elementy przebranżowienia w tej pracy zdalnej, ale stwierdziłem, że to jest coś, co muszę robić i w ciągu 2 tygodni dostałem robotę. Którą oczywiście mogłem odrzucić i wrócić do swojego biura, w którym jest ciepło, fajnie, wszystkich znam i nie muszę się niczym przejmować i organizować sobie biurka i krzesła.
Jeżeli faktycznie chcesz pracować i podróżować, to co ci przeszkadza wejść na kilka portali, które agregują ogłoszenia zdalnie, wejść tam, zobaczyć co mają do zaoferowania czy co jest najbliższe temu, co chciałbyś robić, bo być może to jest okazja, by robić coś innego, co zawsze chciałeś robić, ale nikt ci nigdy nie pozwolił. Może tak też jest. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zaaplikować na stanowisko jedno czy drugie, zobaczyć jak to jest, porozmawiać z rekruterem zdalnie, choćby po to by nie wylecieć z obiegu. I jeśli dostaniesz robotę, to zmieniasz pracę i już. Niespecjalnie trzeba wychodzić ze strefy komfortu, wystarczy trochę czasu na przeszukanie internetu. Ludzie przychodzą i pytają mnie, gdzie w internecie są ogłoszenia o pracę zdalną, nie mają pojęcia, że to jest cały ogromny, rosnący sektor rynku pracy…
Absolutnie się z tobą zgadzam, ja faktycznie mam trochę szczęścia, może nawet dużo, że robię to, co robię i moje życie ułożyło się tak, a nie inaczej i wyobrażam sobie, że ludzie mogą mieć faktycznie problem z przebranżowieniem się, bo nie ma dla nich pracy zdalnej, która byłaby w jakiś sposób kontynuacją tego, co robili do tej pory. I wtedy trzeba zadać sobie pytanie: co chcę robić w życiu i czy to coś w jakiś sposób zazębia się z tą ofertą pracy zdalnej, która jest w internecie. I do tego naprawdę dobrze jest zorientować się kogo ludzie szukają, bo w tej chwili do pracy zdalnej ludzie szukają także poza branżą IT i… ja ostatnio widziałem jakieś ogłoszenia na project managerów, czyli najbardziej popularne stanowisko w każdej korporacji. I takich stanowisk jest naprawdę w tej chwili coraz więcej. I to są różne branże: finansowe, farmaceutyczne. Więc tego jest coraz więcej i myślę, że pierwsza rzecz zapoznajcie się z tym, co oferuje internet, jeśli chodzi o pracę zdalną i zobaczcie czy was tam nie ma!
1 Comment
Hej, świetna sprawa taka praca zdalna, na swoim i do tego w pięknej okolicy. Tylko jest jeden problem – samodyscyplina 🙂