Nie wiem ja Ty, ale ja ostatnio uwielbiam aktywnie spędzać czas. Przez ostatnie lata przeszłam prawdziwą transformację od totalnego couch potato, do osoby, dla której sport w podróży jest nieodzowny i która siedzenie przed komputerem postrzega jako „ten czas, w którym w końcu mogę odpocząć”, dlatego pomyślałam, że dziś
Odkąd mam więcej swobody w tym, jak dysponuję czasem, większość czasu spędzam aktywnie. Mój codzienny repertuar to na przemian: trail running, joga, acroyoga, hiking, snorkeling i czasem surfing.
Lista ciągle się wydłuża, ostatnio dołączył do niej SUP w wersji paddle, SUP joga i SUP acroyoga. Przy czym ciągle interesuje mnie coś nowego, zwykle związanego z trekkingiem wysokogórskim i (gdzieś kiedyś, in the future) kite’ami. Te dwa ostatnie wymagają niestety wożenia ze sobą tony sprzętu i tony zachodu. Damnit! Wożenie gratów po całym świecie mi bardzo nie w smak.
Są jednak takie sporty, które można uprawiać bez konieczności posiadania przyczepki lub szerokich barów do dźwigania ciężkiego plecaka. „Sprzęt” można wrzucić do 10-kilogramowego plecaka, a jego waga jest praktycznie niezauważalna. Niektóre z tych sportów mają też inne ciekawe plusy, są nawet lekarstwem na niektóre nomadyczne bolączki…
Po pierwsze bieganie:
Bieganie jest sportem dostępnym prawie dla każdego i praktycznie wszędzie. Można biegać w mieście, na plaży, na bieżni, można biegać nawet w miejscu. W większości jest to jednak sport uprawiany na zewnątrz, w obszarach zamieszkałych przez człowieka, często na drogach, którymi poruszają się inne pojazdy (lub ludzie).
https://www.instagram.com/p/BlS-iIGlrja/?taken-by=yustifabi
Potrzebne są więc buty (choć są i tacy, którzy biegają bez butów i też sobie chwalą, choć nie polecam tego rozwiązania na asfalcie). W mieście na pewno przydadzą się odblaski na ubraniach (w wielu krajach są obowiązkowe, serio). Warto zainwestować też w latarkę czołówkę i pasek na pieniądze i telefon.
Biegać można zacząć zawsze i wszędzie, przez co jest do jeden z idealnych sportów do uprawiania w podróży. Ale to nie jest jedyny plus biegania. Bieganie w nowych miejscach jest rewelacyjnym sposobem na poznawanie okolicy i ludzi. Powoduje wydzielanie się endorfin, hormonów szczęścia, dzięki czemu jesteśmy bardziej happy i spokojniejsi.
Po drugie trail running:
Nieco dalej od typowego biegania znajduje się trail running, czyli bieganie w terenie po szlakach (niekoniecznie górskich).
Ten sport wymaga już od nas posiadania nie tylko butów do biegania w terenie, ale także odrobinę wiedzy o tym, gdzie taki szlak (ang. trail) się znajduje. Do tego służą różne aplikacje na telefon na przykład ViewRanger. Trasy można pobierać też z Wikiloc, które również posłuży jako narzędzie do nawigacji.
Oprócz butów do biegania w terenie przyda się też camel bag lub mini camel bag, tam, gdzie nie ma wody (i sklepów), latarka czołówka, apka do rejestrowania trasy np. MapMyRun, gdybyśmy się zgubili i nie wiedzieli, którędy do domu. I oczywiście telefon do robienia zdjęć tych wszystkich niesamowitych widoków, które będziemy oglądać po drodze!
https://www.instagram.com/p/Bl3w5IQFtUP/?taken-by=yustifabi
W szkole nienawidziłam biegania. Długo w ogóle uważałam je za najgłupszy sport na świecie. Dopóki nie odkryłam biegania w terenie. Połowa mojego życia zaplanowana jest wokół biegania w terenie na nowych trasach. Moje dalekobieżne marzenia zatytułowane są nazwami ciekawych szlaków w Europie i na świecie: Trail du Mont-Blanc, Alta Via, John Muir Trail…
Po trzecie hiking:
Hiking to chodzenie po szlakach w terenie (nie tylko górskich) na krótkie wycieczki, które nie zajmują dłużej niż jednego dnia (w odróżeniu od wielodniowego trekkingu). To również jedna z moich ulubionych form spędzania wolnego czasu.
Do chodzenia potrzebujemy wygodnych butów, najlepiej z usztywnioną podeszwą. W terenie górskim przydadzą się nam składane, lekkie kijki trekkingowe, które pomogą nam odciążyć kolana podczas schodzenia na stromych odcinkach. Na dłuższe trasy przyda się też plecak, do którego wrzucimy latarkę czołówkę, przekąski, telefon z GPS-em, power bank, krem z filtrem i wodę.
https://www.instagram.com/p/BkyINtsF-Al/?taken-by=yustifabi
Do szukania ładnych tras używam Google, np. „hiking in Gran Canaria”, a jeszcze częściej, Instagrama. I know… kiedyś były encyklopedie. Potem Google. Dziś mamy Instagrama.
Po czwarte: acroyoga
Z jakiegoś magicznego powodu acroyoga zrobiła się bardzo popularna w nomadycznych kręgach. Zgadnijmy dlaczego.
Czy nie jest to przypadkiem sport i aktywność fizyczna, która łagodzi zespół osamotnienia nomadycznego, na którą uskarża się wielu nomadyzujących singlów? Być może.
Choć acro to wbrew pozorom nie gra wstępna do seksu, to nie oszukujmy się, ta aktywność zdecydowanie zbliża ludzi.
Acroyoga jest zabawna i prosta do nauczenia się. Wielu nowych flyerów jest bardzo zaskoczonych, gdy okazuje się, jak łatwo można zacząć.
https://www.instagram.com/p/BlayEp0nrT7/?taken-by=yustifabi
Acro to świetna aktywność dla nomadów, również dlatego, że obecnie na całym świecie, w wielu miastach organizowane są bezpłatne acro jam sessions, na które można po prostu przyjść, więc jeśli jesteś w nowym miejscu i chcesz poznać zarówno lokalnych ludzi, jak i turystów, to poszukaj lokalnego acro jam session, na przykład w grupach na Facebooku (acroyoga + Barcelona). Przyjdź, przywitaj się i powiedz, że chciałbyś spróbować. I już latasz.
Do acroyogi nie jest potrzebny żaden sprzęt. Acroyogi tak na dobre spróbowałam na Bali. Właśnie tam w Canggu jest duża i bardzo sympatyczna grupa otwarta na nowych ludzi, ale grupy i warsztaty dla początkujących znajdziemy we wszystkich większych miastach na świecie.
A Ty, jakie masz jeszcze pomysły na sporty, które można uprawiać w podróży i które nie wymagają wożenia ze sobą tony sprzętu?