Gdy zaczynałam, nic nie wiedziałam o freelancingu. Nie wiedziałam jak rozliczyć się z klientem, na co zwracać uwagę ustalając zasady współpracy, jak podpisać umowę, a nawet nie bardzo wiedziałam skąd tego klienta wziąć. Nie wiedziałam, kiedy i jak bronić własnego zdania, bo bałam się, że stracę możliwość współpracy. Nie wiedziałam też jak zorganizować sobie dzień, by nie utknąć za biurkiem na kilkanaście godzin od poniedziałku do niedzieli (bo tak wyglądały moje początki).
Przez pierwsze dwa lata pracowałam z domu. Potem zaczęłam łączyć pracę zdalną z podróżowaniem. Teraz wiem, że mogłoby mi to zająć znacznie mniej czasu. Niestety wtedy nie było możliwości „nauczenia się freelancingu” a Ci, którzy dobrze sobie radzili niechętnie dzielili się tajemnicami swojego sukcesu.
Sześć lat na swoim, to wystarczająco dużo czasu, by popełnić chyba wszystkie możliwe błędy i wyciągnąć wnioski. Dlatego dziś mój dzień wygląda zupełnie inaczej. Nie chodzi tylko o to, że pracuję mniej i zarabiam więcej. Wiem, kiedy lepiej klienta sobie odpuścić. Wartością tak samo cenną, jak wolność, jest dziś brak stresu, czas dla siebie, poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Wiem też, że tego wszystkiego nigdy nie zaoferowano by mi na etacie. Zawsze byłby ktoś, kto chciałby wycisnąć mnie jak cytrynę. Sama sobie tego nie zrobię. Mam inne życiowe priorytety, niż korporacyjne KPI.
Ostatnio znów zaczęłam wcześniej wstawać. Budzę się około siódmej. Niespiesznie. Wstaję, gdy poczuję poranny przypływ energii. Zwykle to tylko kilka chwil. Robię kawę. Jeszcze na chwilę wracam do łóżka lub kładę się na sofie na tarasie. Łapię pierwsze promienie słońca. Światło odbija się od złotego piasku na plaży i błękitu oceanu. Nie muszę nigdzie biec, układać sobie włosów, nakładać tony makijażu. W ciągu dnia wiatr i tak rozwieje mi włosy, a słońce doda kolorów. Piję kawę, oddycham, słucham muzyki, albo szumu fal. Jest mi dobrze.
I jestem wdzięczna za wszystko, to, co wydarzyło się w moim życiu, by zaprowadzić mnie tutaj. Codziennie staram się znaleźć chwilę, by poczuć wdzięczność: dla siebie, dla ludzi, którzy mnie wspierali i ludzi, którzy mnie inspirowali.
Wstaję, wołam psa, zakładam słuchawki, włączam jakąś ciekawą książkę z Audible lub czasem po polsku coś z Audioteki i idę na spacer. To jedna z pierwszych rzeczy, jakie robię rano. Idę na spacer, często na plażę, na której tutaj o tej porze raczej nie ma nikogo. Mieszkam teraz w miasteczku, w którym nie ma zgiełku i korków. Zamiast białych kołnierzyków nosi się krótkie spodenki i bikini. W modzie jest bycie as slow as possible (ang. tak powolnym, jak to możliwe).
Wracam. Jem zdrowy chia pudding z kokosem, czekoladą i mango, który przygotowałam wieczór wcześniej. Siadam przed komputerem i zabieram się za pierwsze zaplanowane na dziś zadania. Tuż przed jedenastą wychodzę na jogę. Trzy minuty po zamknięciu drzwi mieszkania jestem już na macie.
Wracam po godzinnej sesji, wskakuję pod prysznic, a potem przez 3-4 godziny, skupiam się na zadaniach.
Często nie jest mi łatwo skupić się na pracy, dlatego, aby sobie pomóc, wyrobiłam sobie pewne nawyki: uruchamiam aplikację Pomodoro, która rejestruje godzinne sesje pracy i wyznacza krótkie przerwy, by zaparzyć herbatę, rozruszać się, pobawić się hula hop. Pracuję w słuchawkach słuchając muzyki ułatwiającej koncentrację.
Zwykle już około 15:00 lista zadań jest wykonana, a ja idę na plażę. Na plaży przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. Czasem robię notatki do projektów, czasem po prostu się opalam i myślę o niebieskich migdałach. Robię to, na co mam ochotę, bo reszta dnia należy do mnie.
Mieszkam w miejscu, w którym codziennie świeci słońce, więc pogoda nigdy nie jest przeszkodą, by iść pobiegać, ćwiczyć na plaży acroyogę, iść na spacer, snorkling, wziąć lekcje surfingu… Mam prawie trzydzieści pięć lat i nigdy nie czułam się tak dobrze. Z roku na rok moja kondycja poprawia się a ja czuję się lepiej i mniej czasu spędzam przed komputerem.
Ostatnio dużo biegam. Choć nie na zakupy. Nie potrzebuję za dużo ubrań. Biegam w terenie. To moja miłość. Mam obok domu początek co najmniej pięciu krótszych i dłuższych szlaków biegowych w zróżnicowanym terenie: pola lawy, plaża, kilka ścieżek hikingowych wzdłuż wybrzeża i między wulkanami…
Wracam do domu po zachodzie słońca. Gotuję coś zdrowego albo wychodzę na kolację. Wieczór to czas na relaks. Słucham muzyki, czytam książki. Mamy z Michałem, moim starym przyjacielem i nowym chłopakiem, taką zasadę, że wieczorami nigdy nie rozmawiamy o pracy. Weekendy to mini wakacje, zwykle poza wyspą.
Czy to obraz, który pokrywa się z tym, co przychodzi na myśl myśląc o freelancerze?
Moje początki nie były aż tak dobre. Do wszystkiego dochodziłam stopniowo. Miałam mnóstwo wzlotów i upadków. Teraz po tych sześciu latach to, co mogę Ci doradzić, to to byś nie tracił/a czasu na uczenie się na własnych błędach. Nie musisz obijać sobie tyłka, robić siniaków, nadwyrężać mięśni. Wszystkiego możesz się nauczyć od tych, którzy już pracują w ten sposób.
Skorzystaj z dostępnej wiedzy. Na przykład tego bloga. Ten blog otworzył oczy i pomógł wielu osobom. Naprawdę dobym osobom, może też pomóc i Tobie. Wiele osób przeczytało go od deski do deski. Wiem, bo dostałam wiele maili z podziękowaniami od takich osób.
Warto obserwować i inspirować się. Skorzystaj z doświadczenia innych, tych, którzy są już tam, dokąd dążysz.
Porównajmy to do uczenia się nowego języka. Ucząc się nowego języka, oczywiste jest to, że bierzemy lekcje z nauczycielem. Dlaczego więc nie podejść tak samo do freelancingu, pracy zdalnej czy prowadzenia własnej firmy?
Zaoszczędzisz w ten sposób dużo czasu. O ile pieniądze zawsze można zarobić, to czas jest czymś, czego nigdy nie można odzyskać.
Jeśli jest ktoś, kto może Ci pomóc, szybciej znaleźć się tam, gdzie chcesz dotrzeć, skorzystaj z tej szansy. Młodość nie trwa wiecznie. Życie jest krótkie.
To, co jest kluczowe w pracy freelancera to nie to, jaki zawód wykonuje, ale to, czy potrafi właściwie zaprojektować ofertę i dotrzeć z nią do właściwych klientów. Nie ma znaczenia, że dotychczas pracowałaś, pracowałeś na etacie w zawodzie, który wydaje Ci się mało nadający się do freelancingu, dziś zapewne jest jakiś sposób na to, by uniezależnić się od biura, odzyskać wolność, czas i możliwość kontroli nad własnym życiem.
W e-booku podałam przykład Adama, który napisał do mnie kilka lat temu. Adam był przekonany, że jego zawód (specjalista ds. zakupów i przetargów w korporacji) nie daje mu możliwości pracy zdalnej. Bardzo się mylił. Pomogłam mu znaleźć sposób na firmę i wskazałam grupę głównych klientów.
Naprawdę myślę, że dziś dla każdego znajdzie się miejsce online. Czym większym jest to wyzwaniem, tym większy sukces możesz osiągnąć.
Nawet jeśli w twoim zawodzie istnieje duża konkurencja, dziś mamy mnóstwo sposobów na to, by zaoferować klientom usługi, jakich poszukują.
Zdobycie nowego zawodu czasem wymaga doskonalenia się, ale wiedza, również jest łatwo dostępna (o ile wiesz, z jakich źródeł korzystać i jakich nie korzystać, możesz nauczyć się naprawdę szybko rzeczy, o których Twoja konkurencja nawet nigdy nie słyszała).
Zdobycie nowego zawodu może kosztować Cię 50$, zająć dwa miesiące i dać Ci lepszą wiedzę niż to, czego nauczyłbyś się w ciągu dwóch czy trzech lat studiów wydając na to kilkanaście tysięcy złotych.
To jest właśnie wspaniałe w czasach, w których żyjemy. Możemy z łatwością dokonać ogromnych zmian w naszym życiu, dzięki dostępowi do właściwej wiedzy i technologii.
Każda sytuacja jest inna i wymaga innego podejścia. Jednak to, co ważne w pracy freelancera, to to, by nastawić się na długofalową współpracę. Nie ma sensu tracić czasu i energii na pojedyncze zlecenia. Taki sposób pracy oznacza też sporo stresu i niepewności, jest nieefektywny i pozwoli Ci co najwyżej dorobić sobie, ale szanse na to, że stanie się stabilnym źródłem dochodu, dzięki któremu będziesz mógł realizować swoje marzenia, są naprawdę niewielkie.
Pracy jako freelancer możesz szukać na wiele sposobów. W niektórych przypadkach lepsze będą sprawdzone portale ze zleceniami. W innych lepiej sprawdzi się działanie na portalach takich jak LinkedIn, w innych z kolei najważniejsze będzie wykorzystanie siły poleceń, a w jeszcze innych najlepiej sprawdzi się Facebook.
Czy wiesz, które z nich są najlepsze dla Ciebie?
Praca jako freelancer to nie tylko realizowanie zleceń dla klientów. By osiągnąć stabilność, warto postawić na stworzenie zróżnicowanych źródeł dochodu.
Ten proces zaczyna się od budowania marki osobistej, a następnie umiejętnego wykorzystania właściwe dopasowanych narzędzi online..
Kiedyś byłam zadowolona, gdy udało mi się osiągnąć z freelancingu przychód przekraczający 3,500 złotych. Dziś z samych dochodów pasywnych osiągam około 12 000 złotych miesięcznie (kwota brutto za miesiąc maj). Tak jak widzisz, freelancing nie musi oznaczać bycia skazanym na sytuację ciągłego wiązania końca z końcem.
Jeśli właściwe do tego podejdziesz, szybko możesz dojść do momentu, w którym nie tylko będziesz zadowolony ze współpracy z klientami, ale też będziesz oszczędzać i zarabiać pasywnie, mając pełną satysfakcję z tego, co robisz. To jest możliwe i naprawdę warto.
Tak jak widzisz freelancing nie oznacza tylko realizacji zleceń dla klientów. Tę formę pracy możesz połączyć ze zbudowaniem innych źródeł dochodu. Dzięki dywersyfikacji tych źródeł stworzymy sytuację, w której będziesz czuć się komfortowo, oszczędności na koncie będą rosły, a Ty będziesz mieć możliwość decydowania, czy chcesz podjąć się kolejnego projektu, czy wolisz akurat wyjechać na wakacje.
Do bycia freelancerem nie jest konieczne prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Dopiero gdy stworzymy własne produkty posiadanie osobowości prawnej będzie już niezbędne. Ja nadal korzystam z Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości, rozwiązania, z którego nie jestem w pełni zadowolona i którego nie polecam (podobno są lepsze inkubatory niż AIP).
Freelancing nie jest dla każdego, tak samo jak nie dla każdego jest etat. W moim przypadku ten drugi zupełnie się nie sprawdził. Zabił moją kreatywność, zaradność, pomysłowość, zdusił inicjatywę i ambicję. Praca w biurze odebrała mi siły i chęci do rozwijania się. Byłam tą wiecznie zestresowaną dziewczyną, która wszelkie stresy zajada słodyczami, smutki pudruje nowymi kosmetykami i ubraniami, a wieczorne zmęczenie i znudzenie maskuje sporą ilością wina i papierów. Dla mnie etat był więzieniem dla duszy.
Freelancing też nie od pierwszych dni okazał się łatwy. Zdarzały się i górki i dołki, wzloty i upadki. Sześć lat to sporo, by jednak się odnaleźć.
Teraz jest mi dobrze. Praca jest dziś dla mnie formą samorealizacji. Robię to, co kocham i nie robię tego, czego nie chcę robić. Nie zmuszam się, choć stawiam przed sobą wyzwania i rozwijam się.
Mieszkam w moim najpiękniejszym miejscu na świecie. Mogę wyjeżdżać, kiedy chcę i zaplanować serię krótkich i długich urlopów. Pracuję, otwierając laptopa w dowolnym miejscu na świecie. Kończę pisać moją książkę i planuję kolejne. Pisanie zawsze było moim marzeniem. Nie oddałabym tego, za żadne skarby świata.
Oczywiście moje marzenia na tym się nie kończą. Jestem szczęśliwa tu, gdzie jestem, ale wiem, że chcę odkrywać więcej, iść dalej. Mam wokół siebie wielu inspirujących ludzi, którzy prowadzą mnie tam, gdzie chcę się znaleźć. Moi realni i wirtualni nauczyciele pomagają mi i inspirują mnie w stawaniu się coraz lepszym, szczęśliwszym i bardziej spełnionym człowiekiem.