Cześć. Fifi, ale ten post nie dotyczy tylko podróżowania, ale sposobu wdawania pieniędzy w ogóle – to czy wydajesz je na rzeczy, czy na nowe doświadczenia. Takim doświadczeniem jest też na przykład zdobywanie nowych umiejętności i w ogóle fajne spędzanie czasu z innymi ludźmi, nie tylko podróże,
Całkowicie się zgadzam 🙂 człowiek nie nadąży za nowymi rzeczami materialnymi które dają szczęście na chwile. Doświadczenia pozostają i dają taka sama satysfakcję zawsze jak się o nich pomyśli.
A propos, oglądałam wczoraj świetny film o minimaliźmie na Netflixie. Bardzo polecam: https://www.netflix.com/title/80114460.
Osobiście mam tak, że wystarczy mi mieć tyle, aby o nic się nie martwić. Wtedy przyjemnym i ciekawym doświadczeniem oraz celebrowaniem chwili staje się dla mnie nawet zwykłe wyjście na spacer do sąsiedniej dzielnicy albo przeczytanie książki, która czekała na wolną chwilę.
Bo kiedy nie muszę się o nic martwić i myśleć o tak podstawowych sprawach jak jedzenie czy rachunki, to mogę myśleć o wszystkim innym i się na tym skupić – angażować się w te inne rzeczy nie tylko ciałem, ale i umysłem i z nich czerpać.
Dlatego moim marzeniem jest, by zarabiać tyle, że nie musiałbym się o nic martwić – o dach nad głową przez najbliższe miesiące, opiekę medyczną i o niespodziewane wydatki – również te średnie i duże. Tak, żeby pieniądze nie były przeszkodą. I żeby zarabiać tyle, aby móc w twórczy sposób konsumować – konsumować czas i to, co się wokół mnie dzieje. 🙂
Podziwiam za życiowy minimalizm. Mój dotyczy tylko rzeczy (choć też nie wszystkich).
Z kolei jeśli chodzi o rzeczy, to daleko mi do minimalizmu, lubię mieć np. dużo ubrań 😀 aczkolwiek to i tak sprowadza się do tego, co pisałem na początku – lubię mieć więcej niż dwie koszule po to, żeby się nie martwić, że w razie potrzeby jedna jest w pralce, a druga brudna i nie mam w co się ubrać, a muszę gdzieś wyjść i dobrze wyglądać. Lubię też mieć jakieś rzeczy tylko dlatego, że są piękne, np. litografie na ścianie, albo książki, które zostały wydrukowane jakąś ozdobną techniką drukarską. W ogóle uwielbiam kolekcjonować i czytać książki, a to chyba przeczy idei minimalizmu 😉
No ale do sedna – marzy mi się zarabiać tyle, abym nie musiał “chodzić do pracy” na ileś godzin, ale ten czas poświęcić właśnie na przeżywanie tych książek, na poszukiwanie nowych, czy też na inne pasje (czyt. doświadczenia). Nawet jeśli posiadam dużą ilość rzeczy, to są one z reguły środkiem do celu, a nie celem samym w sobie.
Yusti, świetny tekst! Zgadzam się w 100%, choć dojście do podobnych wniosków zajęło mi kilka (jeśli nie naście) lat życia! Po pierwsze, naprawdę niewiele potrzeba do normalnego życia. Od dwóch latach wszystko noszę ze sobą na plecach. Jestem jak ślimak (no dobra nie do końca, bo 6 miesięcy temu pozbyliśmy się namiotu) – samowystarczalna i niezależna, z domem (prawie) na plecach. Książki są w ebooku, kilka ubrań i kosmetyków, apteczka, kilka “luksusów” (lakier do paznokci, sukienka i hamak). Czego więcej trzeba? Nie odmawiam sobie jednak doświadczeń, które swoją drogą nie muszą być drogie. OK, nurkowanie i snorkel – zawsze tam gdzie warto! Ale przejażdżka stopem po chińskich bezdrożach to też doświadczenie. To coś, co będę wspominała zdecydowanie lepiej niż kupiony gadżet.
Paręnaście miesięcy temu w Turcji poznaliśmy młodego Niemca (20 lat), który podróżował autostopem. Dorabiał grając na gitarze (swoją drogą niesamowicie utalentowany chłopak). Był roześmiany, niesamowicie ciepły i życzliwy. Miał ze sobą plecak i gitarę. Mieliśmy ze sobą dużo wspólnego – my na rowerach, znowu jak ślimaki i on, ze swoim plecakiem. Po tych parunastu miesiącach on dojechał do Chin, my do Tajlandii. To, co wydarzyło się po drodze trudno ogarnąć w kilku zdaniach. Jedna rzecz jest pewna – niewiele potrzeba do szczęścia i zdecydowanie lepiej “inwestować” w doświadczenia niż w przedmioty…
Wow! Niesaowita historia. Masz może gdzieś spisane swoje doświadczenia z Chin? Jeździliście tam stopem? Byliście w Xinjiang? Rowerem? 🙂
Zgadzam się. Ja kilka miesięcy temu przeprowadziła się z Warszawy do Pragi. Często teraz jeżdżę między dwoma miastami. I ta zmiana nauczyła mnie aby nie gromadzić za dużo rzeczy. Przytoczę cytat matki, znanej psychoterapeutki Ewy Woydyłło. “Pierwsza wojna światowa zniszczyła mój pierwszy dom-rodzinny. Druga wojna zabrała mi mój własny, już dorosły dom. Nie chcę już nigdy więcej przeżyć takich wielkich strat. Do życia wystarczy mi jedna walizeczka”.
‘Mi szczególnie podoba się punkt 3’. Uwielbiam góry, a wyjazd się zbliża. Przez ten wpis nie mogę się doczekać 🙂 Pozdrawiam!
[…] Szczęśliwi wydają na nowe doświadczenia, nie na rzeczy […]
Zgadzam sie calkowicie, chociaz z ciuchami bywa roznie, a to dlatego ze wedrowke gorska przydadza sie inne niz na wyjazd w cieple kraje. I jak sie tak doda potrzebny ciuszek do drugiego potrzebnego ciuszka to sie zrobi niezla sterta ubran. 😉
Inwestowanie w doswiadczenia to swietna sprawa, zwlaszcza jesli chodzi o nowe doswiadczenia – wazne jest, zeby robic cos pierwszy raz w zyciu co jakis czas. Dzieki temu wychodzimy ze strefy komfortu, poszerzamy wlasne granice oraz poznajemy swiat i siebie. No i oczywiscie daje to duzo radosci 🙂
15 komentarzy
Tak bardzo się z tym zgadzam, że mam ochotę wydrukować <3
Nie drukuj, szkoda drzew 😉 Ale możesz uostępnić 🙂