Poznaj Asię:
Zobacz jak pracuje:
A: Pierwszy raz pojechałam do Tajlandii na dwutygodniowe wakacje i totalnie zakochałam się w tym kraju. Było to dla mnie coś egzotycznego i innego niż to, co widziałam do tamtej pory. Doszłam do wniosku, że bardzo chciałabym zamieszkać tam na dłużej. Wróciłam do domu i zrobiłam mały research. Okazało się, że zamieszkanie w Tajlandii wcale nie jest takie proste i najlepszym wyjściem byłoby dostać się tam do szkoły. W ten sposób podjęłam tę decyzję, rzuciłam pracę w Londynie, spakowałam się i wyjechałam do Tajlandii. Zrobiłam kurs TEFLa i zostałam nauczycielką w jednej ze szkół w Chiang Mai.
A: Miałam 32 lata, to było 4 lata temu.
A: Nie. Przed Tajlandią w ogóle nie miałam takiego doświadczenia. Udzielałam jedynie korepetycji na studiach, ale były to spotkania 1:1. Prawdziwego przygotowania do pracy w szkole nie miałam.
A: Tak, można tak powiedzieć.
A: Mnóstwo rzeczy, o których można by było napisać całą książkę. Przede wszystkim praca w tajskiej szkole była dla mnie zupełnie inna niż wszystko to, co robiłam wcześniej – czyli praca w korporacjach i w dużych firmach w Londynie.
Przede wszystkim w tajskiej szkole panowała wielka dezorganizacja, ciężko też było mi się przyzwyczaić do niepotrzebnej biurokracji. Natomiast dzieci, a w zasadzie młodzież, bo była to szkoła średnia, były niezdyscyplinowane i nie bardzo chciały się uczyć i mnie słuchać.
Początkowo próbowałam ogarnąć tę moją klasę, krzycząc na nich, stawiając im zera, bo tam nie ma jedynek, tam są zera – i starając się wprowadzić dyscyplinę, do jakiej byłam przyzwyczajona w Polsce. Jednak na Tajów to w ogóle nie działa i im bardziej się człowiek denerwuje, tym bardziej oni stają się niegrzeczni. Po trzech miesiącach stwierdziłam, że nie będę tracić energii i czasu na to, żeby zdyscyplinować moich uczniów i dałam sobie spokój. Wchodziłam do klasy z uśmiechem na ustach, totalnie wyluzowana i okazało się, że to działa, że właśnie tego potrzeba w tajskiej klasie. Uczniowie wprawdzie nie zaczęli się uczyć, bo oni nie są za bardzo skorzy do nauki, ale zaczęli się mnie słuchać, co było dla mnie wielkim sukcesem. Spotkało mnie wiele różnych przygód, podczas których różnica kulturowa była bardzo głęboka i musiałam się do niej naprawdę przyzwyczaić. Była to dla mnie zarówno ciekawa przygoda jak i doświadczenie.
Po dwóch – trzech latach doszłam do wniosku, że nie chcę tego kontynuować i zostać tam na stałe. Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła przez całe życie pracować w tajskiej szkole. Jest to wprawdzie fajne zajęcie, jednak nie oferuje nic więcej niż bycie nauczycielem języka angielskiego, nie ma tutaj ścieżki rozwoju, nie można awansować. Po prostu stwierdziłam, że nie jest to już dla mnie i czas zrobić coś innego.
A: Będąc w Chiang Mai, po tym jak spędziłam dwa lata w tajskiej szkole, zaczęłam poznawać cyfrowych nomadów i strasznie mi się podobał ten styl życia. Ja również chciałam zostać “panią swojego czasu”, być swoją własna szefową. Zaczęłam zastanawiać się, czym mogłabym się zająć, co dałoby mi szansę na przemieszczanie się do innych krajów i na zarobek.
Niestety nie jestem utalentowana w takich dziedzinach jak programowanie czy jakiś design, a cyfrowi nomadzi między innymi tym się trudnią. Uznałam więc, że to nie dla mnie i zaczęłam szukać jakiejś alternatywy.
Poznałam wtedy dziewczynę w Chiang Mai, która nauczała online dla jednej z amerykańskich firm. Zapytałam jak dostała tę pracę i jak można zacząć, a ona mi podesłała kontakt do firmy. Dostałam pracę od razu i zaczęłam uczyć. Stwierdziłam, że mi się to podoba, że jestem w tym dobra i że ten styl życia mi odpowiada. Od czasu do czasu pracuję jeszcze dla tej firmy, ale teraz założyłam już własną, w której uczę swoich klientów.
A: Przede wszystkim dlatego, że daje mi to wolną rękę w organizacji własnego czasu. Gdy zaczynałam, myślałam, że codziennie będę mogła wstawać o 11:00, że będę wolnym ptakiem, będę się cieszyć dużą wolnością. Po paru miesiącach takiego życia i późnego wstawania stwierdziłam, że to jednak nie jest dla mnie, że lubię wstawać rano. Teraz mam swoją rutynę.
To wstawanie później było dla mnie rzeczywiście ważne. Dzisiaj wiem, że nie tylko to się liczy, ale również fakt, że mogę pracować i żyć w innych krajach, co pozwala mi na poznanie tych miejsc w bardziej dogłębny sposób. Nie lubię na przykład jechać gdzieś, zostawać tam tydzień i jechać gdzieś indziej. Wolę zostać w jednym miejscu dłużej, a praca online pozwala mi na dogłębne poznanie wybranych krajów.
A: Większość czasu spędziłam w Tajlandii. Zwiedziłam całą północ kraju i trochę południa, chociaż nie tak jakbym chciała. Potem mieszkałam w Wietnamie. Przez 3 miesiące mieszkałam w Da Nang i zwiedziłam tamtą część kraju, tj. środkową część Wietnamu, Hoi An, Da Nang i okolice.
Później pojechałam do Kambodży. Byłam w Birmie, w Laosie. Jestem zakochana w Azji, więc starałam się zobaczyć jak najwięcej. Następnie przeniosłam się do Krakowa. Kraków zawsze mi się podobał. Mieszkałam tam 4 miesiące. Wyprowadziłam się stamtąd w listopadzie, kiedy powietrze zaczęło już być trochę męczące i zrobiło się zimno.
Później mieszkałam trochę w Niemczech, koło Dusseldorfu, a teraz jestem w Portugalii i mam nadzieję zostać tutaj na dłużej niż tylko kilka miesięcy. Planuję zwiedzić okoliczne kraje – Hiszpanię i Włochy. W końcu chciałabym pojechać z powrotem do Londynu i odwiedzić stare kąty.
A: Mam laptop, bez którego nigdzie się nie ruszam i telefon. To są dwie podstawowe rzeczy. Dodatkowo mam specjalne lampy i mikrofon, w które ostatnio zainwestowałam, ponieważ chciałabym w moich lekcjach zacząć wykorzystywać YouTube, nagrywać przydatne filmy.
A: To zależy. Pracę można zacząć na dwa sposoby. Można dostać pracę w agencji, tak jak ja zaczynałam. Jest to jednak dosyć trudne dla osób, które nie są native speakerami. Nie mając paszportu brytyjskiego ciężko dostać taką pracę, ale jest ona bardzo łatwa. Firmy same podsyłają uczniów. Nie trzeba się martwić o to, czy się dostanie klientów czy nie. Po prostu logujemy się na portalu, wybieramy godziny a firma podsyła nam klientów. Nie trzeba również wkładać czasu i energii w przygotowanie lekcji, ponieważ firma robi to za nas.
Natomiast jeżeli ktoś chce założyć własna firmę i stara się pozyskać własnych klientów, to nie jest to takie proste. Trzeba zacząć od strony internetowej i zdecydować co się będzie oferowało klientom, ponieważ dziś zwykłe nauczanie gramatyki i słownictwa nie wystarcza. Trzeba mieć pomysł na to co się będzie robić, czego i kogo będzie się uczyć. Trzeba mieć pomysł na siebie, na to jak będziemy się przedstawiać, na markę osobistą. Jest to coś, co trzeba wiedzieć i planować od początku.
A: Z moimi uczniami komunikuję się przez maila i Skypa. Raz w tygodniu, w środę rano układam grafik na kolejny tydzień, ponieważ mam klientów, którzy często zmieniają daty i godziny ze względu na pracę i obowiązki. Wszystko ląduje w moim kalendarzu. Staram się planować lekcje od 9:00-10:00 rano do 18:00-19:00, z przerwą w środku dnia. Niestety nie zawsze mi to wychodzi, ponieważ musze dostosowywać się do moich klientów. Czasami pracuję dłużej, czasami krócej, różnie to bywa.
Natomiast moją najważniejszą częścią dnia jest poranek. Staram się, aby ta rutyna codziennie wyglądała tak samo: żebym miała czas na to, żeby usiąść sobie rano z kawą, z książką, zobaczyć, jak będzie wyglądał mój dzień. Przeważnie zajmuje mi to do godziny czasu.
Wieczorem, po skończeniu wszystkich obowiązków mam czas na to, żeby porobić coś w Internecie. Prowadzę jeszcze bloga podróżniczego, zawsze jest to coś dodatkowego.
A: Po pierwsze, wieczór wcześniej zapisuję sobie wszystko na kartce. Przygotowuję całą listę spraw, które mam załatwić następnego dnia.
Druga rzecz to odpoczynek. Dla mnie są to weekendy, które zaczynają się w piątek po południu. Wtedy robię to, na co mam ochotę – idę do dobrej restauracji, na jogę, oglądam serial albo idę do kina. Dzięki temu w poniedziałek czuję się wypoczęta, mam siłę i energię do pracy przez kolejny tydzień.
Trzecią rzeczą jest spotykanie się z innymi ludźmi i słuchanie o tym co robią. To motywuje mnie do działania. Jeśli na przykład słyszę, że ktoś robi fajny kurs, jakąś fajną rzecz, ja też dostaję takiego kopa motywacyjnego i czuję, że znowu jestem produktywna.
A: Bardzo lubię zmieniać ludzi na lepsze poprzez moja pracę. Myślę, że lekcje angielskiego wiele innym dają. Często przychodzą do mnie osoby, które mają kłopot z przełamaniem bariery komunikacyjnej. Po paru miesiącach zaczynam widzieć, jak – dzięki moim lekcjom – zmieniają się, jak udaje im się pokonać nieśmiałość i porozmawiać z obcokrajowcem. Dla mnie jest to wielka satysfakcja.
Ostatnio odkryłam, że lubię uczyć osoby starsze. Mam paru uczniów po 50-tce. Patrzenie na to jak się zmieniają, fakt, że pomagam im otworzyć nowe możliwości w życiu, daje mi ogromną satysfakcję.
A: I tak i nie. Czuje się troszeczkę nomadką, troszeczkę ekspatką. Powstało nowe wyrażenie, teraz jest się cyfrowym ekspatą. Trudno powiedzieć. Jeżeli chodzi o samo zjawisko, to jestem jego dużą fanką. Gdy pracowałam w korporacji w Londynie, zawsze uważałam, że część mojej pracy mogłabym wykonywać zdalnie. Wiem, że są ludzie, którzy lubią pracować w korporacjach, są ludzie, którzy lubią pracować z innymi przy biurku. Jest jednak wiele osób, które tego nie lubią i to ich zabija w środku, wyciąga z nich całą energię. Dlatego myślę, że cyfrowi nomadzi mają przyszłość. Myślę, że ten trend będzie się rozwijać i mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie mogło pracować zdalnie.
Widzę też, że jestem zupełnie inną osobą pod względem tego jak traktuję pracę. Praca nie jest czymś, co muszę robić, bo inaczej świat się zawali i nie będę miała na chleb. Robię to, co lubię, co kocham i jest to dla mnie sposób na to, by żyć w taki sposób w jaki chcę.
Asię znajdziecie w Interncie na stronie OK English oraz na grupie na Facebooku: Nauczyciele online.