Jest taki żart, że naturalnym etapem ewolucji cyfrowego nomady jest cyfrowy ekspata. Że większość z nas w końcu znajdzie swoje miejsce na Ziemi, w którym założymy bazę, aż któregoś dnia na drzwiach przybijemy zawieszkę „Home, sweet home”.
To było w czerwcu 2014 roku i przyjechałam tu na kilka tygodni. Od razu mi się spodobało, ale nie tak, by poczuć, że to jest to. Potem były inne Wyspy Kanaryjskie. Potem Meksyk, szybkie zakupy terenówki w USA, znowu Meksyk, kraje Ameryki Środkowej, Południowej, przerzutka do Europy, czyli Polska, znowu Wyspy Kanaryjskie, potem Hiszpania, chwila w Maroku, znowu Hiszpania i potem Azja i znów Wyspy Kanaryjskie i znów Polska i znów Wyspy Kanaryjskie… Byłam tu tak wiele razy, że już nie pamiętam ile.
Kto by pomyślał, że moim ulubionym miejscem na Ziemi stanie się pierwsze miejsce, do którego wyjechałam jako cyfrowa nomadka!
Dla dokładności: El Cotillo, Fuerteventura. Takie niepozorne surferskie miasteczko, niegdyś wioska rybacka, w rzadziej odwiedzanej północno-zachodniej części wyspy.
A w związku z tym, co wydarzy się za siedem miesięcy… wszystko wskazuje na to, że El Cotillo zatrzyma mnie na dłużej!
Hiszpania, moja nowa rodzina
Jest nas już pięcioro. 34-letnia Polka, cyfrowa nomadka, czyli ja, Michał, 36-letni Polak, cyfrowy ekspata od 18-roku życia, nasze dziecko, które urodzi się za siedem miesięcy, Suzi, kapryśna hiszpańska kotka, oraz Django, przytulny rottweiler z Meksyku.
Od długiego czasu patrzyłam na Hiszpanię jako na mój kraj z wyboru. Uwielbiam język hiszpański, przyjaznych ludzi, dobrą pogodę, świetne jedzenie i kulturę, ale moja podróżnicza dusza nie pozwalała mi ostatecznie postawić kropki w zdaniu o tym, że to mój drugi dom. Stało się to dopiero teraz.
Choć od roku mieszkam na Wyspach Kanaryjskich już jako rezydent, a miejsce to od długiego czasu nazywam drugą bazą, to w zasadzie dopiero życie popchnęło mnie w tym kierunku, by w końcu powiedzieć „tak” Hiszpanii i wziąć to, co będzie z całym dobrodziejstwem.
To, jak do tego wszystkiego doszło, że zaczęłam być razem z Michałem, a potem, że 5 września zaraz po 7:00 rano odkryłam, że jestem w ciąży i co się działo dalej, zasługuje na osobną historię!
A dokładniej Wyspy Kanaryjskie…
Wyspy Kanaryjskie wydają się idealnym miejscem do tego, by osiąść na dłużej, jeśli pracuje się zdalnie. Są idealnie skomunikowane z Polską, dzięki bezpośrednim lotom czarterowym, pogodowo to podobno najlepsze miejsce na świecie, są tu setki pięknych złocistych plaż, słońce świeci przez cały rok, wino jest tanie a ludzie weseli.
Zostanie rezydentem jest proste, a to uprawnia nas do wielu zniżek w tym do podróżowania między wyspami i na kontynent z 50-75% zniżką, co sprawia, że nie jesteśmy już tak daleko Europy (geograficznie Wyspy Kanaryjskie leżą na kontynencie Afrykańskim).
Wyspiarski klimat sprzyja dobremu samopoczuciu. Wszystko toczy się wolniej. Jest mniej zmartwień, więcej czasu i więcej uśmiechów.
Od początku 2018 roku autonomo, czyli własna działalność w Hiszpanii przez pierwszy rok kosztuje nas 50 euro. Podatki wcale nie są takie straszne, jak się wydaje (ale o tym niedługo w innym poście).
Poszukiwanie tego wyjątkowego miejsca na Ziemi
Jednych przyciąga Azja, przede wszystkim Tajlandia, ale tylko nieliczni decydują się, by związać się z nią na stałe. Główną przyczyną są trudności wizowe. Pewną przeszkodą jest też znaczna odległość od Europy.
Mało kto decyduje się na kraje Ameryki Południowej czy Meksyk. Pamiętam, że ten ostatni jeszcze niedawno znajdował się na mojej liście TOP 3 miejsc, w których mogłabym osiąść.
Ciekawym miejscem w Europie, w którym osiedla się coraz więcej cyfrowych ekspatów jest Portugalia. Dość dobre do życia na dłużej mogą wydawać się też Bałkany, na przykład Bułgaria.
Czasem okazuje, że to, co mamy pod nosem jest najlepsze! Tylko że, trzeba przejechać cały świat, by się tego dowiedzieć!
Zaczynam nowy rozdział
Mam ogromne szczęście, że pierwsze pytanie, które sobie oboje zadaliśmy po tym, jak okazało się, że łazienkowy test pokazał wynik „pozytywny”, było o to, czy będziemy i czy chcemy dalej podróżować. Nie muszę chyba pisać jaka była odpowiedź.
Nie wyobrażam sobie tego, żeby mogło być inaczej. A o tym, że jest to możliwe, przekonuje mnie choćby historia Michała i Gosi Modeny, którzy podróżują z kilkumiesięczną córeczką, czy Karoliny Bugałę-Valim z Vamily, która również na swoim blogu pokazuje, że dziecko nie musi oznaczać końca podróżowania. Cieszę się, że teraz to oni są moimi idolami i źródłami inspiracji.
Moje dziecko urodzi się albo w Tajlandii, albo w kontynentalnej Hiszpanii, więc albo jako cyfrowy nomada (tak chce tata), albo jako cyfrowy ekspata.
Większość ludzi, których znam, którzy z czasem wyewoluowali do cyfrowych ekspatów, robi to z potrzeby posiadania wygodnego miejsca do odpoczynku i pracy, kąta w którym trzyma się swoje rzeczy, adresu, pod który zawsze można wrócić i schować się pod kocem, gdy się ochotę. Teraz muszę przyznać, też mam takie miejsce.
Nie sądzę, by był to koniec podróży. To będzie po prostu zupełnie inna podróż 🙂 Ten nowy rozdział będzie pisany już nie tylko przeze mnie.
Jesteś z nami?
- Spotkajmy się w grupie Cyfrowi Nomadzi na Facebooku.
- Podłącz się do nas na Fanpage’u Cyfrowych Nomadów.
- Zajrzyj do e-księgarni Cyfrowi Nomadzi.